Biografia – część II

Zespół „Budka Suflera” właśnie zakończył współpracę z Izabelą Trojanowską i rozstał się z Jankiem Borysewiczem oraz Andrzejem Ziółkowskim. Dowiedziałem się o tym po przyjeździe do Lublina, gdy Tomek Zeliszewski wręczył mi kasetę magnetofonową z utworami które miałem przygotować, aby móc zagrać je na koncertach. W pokoju hotelowym napisałem nuty do tych piosenek i na drugi dzień na próbie zagrałem je wszystkie. Ćwiczyliśmy we trójkę: Janiak, Zeliszewski i ja. Trzy dni przed rozpoczęciem pierwszej trasy koncertowej pojawił się Romuald Lipko. Romuald Czystaw przyjechał do Lublina bezpośrednio przed wyjazdem do Katowic. Panowała beztroska atmosfera. Luki autokaru wożącego nas na koncerty wypełnione były po brzegi płytami zespołu. Działalność handlowa podczas koncertów podobno nie przynosiła zespołowi żadnych korzyści :). Nie miałem doświadczenia w tego typu sytuacjach…

Bez komplikacji zagraliśmy nasz pierwszy wspólny koncert w składzie: Lipko, Janiak, Zeliszewski, Czystaw i ja. Po paru dniach koncertowych zdecydowałem się na zorganizowanie bankietu z okazji rozpoczęcia nowego etapu w mojej karierze 🙂

W ciągu miesiąca zagraliśmy 90 koncertów na Śląsku i po kilkunastu dniach przerwy rozpoczęliśmy cykl koncertów w Poznaniu, gdzie przed nami występował świeżo powstały zespół „Lombard”. Następnie zagraliśmy kilkanaście koncertów w Częstochowie (gdzie prawie się ożeniłem :)) i w kolejnych miastach Polski. Podczas wykonywania piosenki „Za ostatni grosz” publiczność rzucała w nas pieniędzmi. Taki stan trwał kilka miesięcy, aż w grudniu 1981 rozpoczęliśmy trasę koncertową w Trójmieście.

W trakcie koncertów okazało się, że piosenka „Za ostatni grosz” zdobyła tytuł Najlepszej Piosenki Roku i zespół na życzenie telewizji musi nakręcić do niej teledysk. Zagraliśmy koncert w Gdańsku i w nocy pojechaliśmy do Lublina. Po zakończeniu zdjęć wróciliśmy na Wybrzeże (ja z przygodami – spóźniłem się na koncert do Malborka). Kilka dni później, w nocy z 12 na 13 grudnia do hotelu „Grand” w Sopocie, w którym mieszkał zespół a także członkowie Krajowej Komisji „Solidarności”, wkroczyło ZOMO. Trasa koncertowa skończyła się przedwcześnie.

Na początku 1982r. zespół wyjechał na Dni Kultury Polskiej w Holandii. Graliśmy wspólne koncerty z „Kombi”, „Maanamem” i zespołem Zbyszka Namysłowskiego. To był mój pierwszy wyjazd zagraniczny na Zachód. Byłem pod dużym wrażeniem!

Po powrocie do Polski nagraliśmy w studiu Radia Poznań dwie pierwsze piosenki dla Urszuli. Była to „Fatamorgana” i „Bogowie i demony”. Na gitarze nagrał je Janek Borysewicz. Po nagraniach Janek zaproponował mi stworzenie wraz z Wojtkiem Morawskim nowego zespołu. Zagraliśmy próbnie kilka jego nowych piosenek i doszliśmy z Wojtkiem do wniosku, że to nie ma sensu. Za kilka miesięcy cała Polska usłyszała o „Lady Pank” :). Z Jankiem Borysewiczem i Zbyszkiem Lewandowskim dwa miesiące później nagraliśmy jeszcze piosenki dla Majki Jeżowskiej. W przerwie między koncertami „Budka” nakręciła program TV w Warszawie, gdzie Aleksandra Laska-Wołek ucharakteryzowała nas bardzo nowocześnie i odważnie.

Podczas lata 1982 na zamku w Lublinie wystawiano spektakl Teatru Wizji i Ruchu pt. „Burza” wg Szekspira. Zespół brał udział w tym wydarzeniu ilustrując je swoją muzyką instrumentalną. W tym samym czasie we Wrocławiu poznałem swoją przyszłą żonę. W drugiej połowie 1982r. w studiu „Tonpressu” w Warszawie nagraliśmy materiał na pierwszą płytę Urszuli. W czasie tej sesji nagraniowej pierwszy raz w życiu nagrałem partię na syntezatorze Mooga i poznałem nowego gitarzystę zespołu, Andrzeja Sidło. Następnie w studiu Radia Poznań nagraliśmy trzy nieśmiertelne piosenki dla Felicjana Andrzejczaka. W tych piosenkach na gitarach zagrałem wszystko oprócz partii solowych. 27.11.1982r. Romuald Lipko jako świadek na moim ślubie, wiózł mnie swoim autem do Urzędu Stanu Cywilnego puszczając z kasety „Jolkę”, którą za chwilę miała usłyszeć cała Polska. Dwa dni po ślubie byliśmy już w Poznaniu, gdzie telewizja zrobiła program muzyczny z zespołem ubranym w czarne skórzane kurtki. Po pierwszym dniu zdjęciowym urządziłem w hotelu „Polonez” drugie wesele :).

Cały 1983r. był szaleństwem grania „Jolki” i „Dmuchawców”. Zjeździliśmy Polskę wzdłuż i wszerz! Kiedyś po dwóch koncertach w hali sportowej w Białymstoku zauważyłem plakat mówiący o koncercie grupy „Perfect”, odbywającym się tego samego dnia w jakimś klubie. Wsiadłem w taksówkę i pojechałem. Grali znakomicie! Precyzyjnie i rockowo! Byłem oczarowany. Po koncercie poszedłem do garderoby aby im pogratulować. Wchodząc usłyszałem, że Hołdys wytyka kolegom popełnione w trakcie koncertu błędy muzyczne. Okazało się, że to nie był dobry koncert :). W tzw. „wolnej chwili” rozpocząłem ponownie granie ze znakomitym perkusistą Zbyszkiem Lewandowskim. Graliśmy w różnych formacjach. Ciekawie wyglądała praca nad jego płytą z Andrzejem Przybielskim, Piotrem Baronem i braćmi Ścierańskimi (graliśmy na dwa basy) (> zobacz <). Pierwszy raz w życiu zagrałem na Jazz Jamboree. Występowałem także ze Staszkiem Zybowskim w rockowym kwartecie instrumentalnym. Gdy tylko miałem wolny czas zatrudniałem się również jako sideman i nagrywałem olbrzymią ilość muzyki.

Pod koniec roku rozpoczęliśmy z „Budką” nagrywanie piosenek na płytę Felicjana Andrzejczaka. Płyta nigdy się nie ukazała a część piosenek w zmienionych aranżacjach ukazała się na późniejszej płycie zespołu.

Rok 1984 wiązał się z jubileuszem dziesięciolecia grupy. Postanowiono na tę okoliczność ponownie nagrać „prehistoryczne” piosenki grupy. Do studia „Polskich Nagrań” na ulicy Długiej w Warszawie zaproszono Cugowskiego. Znów nagrałem wszystkie partie gitar oprócz partii solowych. Powoli zaczęła mnie nudzić sytuacja ciągłego grania tych samych piosenek i zacząłem myśleć o rezygnacji z pracy w tym zespole. Podczas przerw w koncertach przyjeżdżałem do Wrocławia i rzucałem się w wir jazzu i funky.

W końcu napisałem pismo do Agencji Koncertowej PSJ, że rezygnuję z pracy w „Budce Suflera”.

Grałem koncerty w składzie Lewandowski, Baron, Kaczmarek i ja. Na jeden z naszych koncertów przyjechał z Poznania Aleksander Maliszewski, który był w trakcie zmiany składu swojej orkiestry rozrywkowej (dosłownie i w przenośni :)). Po koncercie zaproponował, aby nasz zespół stał się trzonem jego nowej orkiestry „Alex Band”. Wówczas nie widzieliśmy w tym problemu i propozycję przyjęliśmy. Zagraliśmy z „Alex Bandem” jako orkiestra festiwalowa podczas festiwalu w Opolu, a następnie nagraliśmy płytę „Gain” i prosto ze studia pojechaliśmy do Hiszpanii na festiwal w San Sebastian, gdzie dostaliśmy kilka nagród i zagraliśmy przed legendarną formacją „Weather Report”. Ten koncert będę pamiętał do końca życia, zwłaszcza, że wcześniej byłem na plaży i po dwóch godzinach słońce usmażyło mnie na czerwono (> zobacz <). Po naszym występie posypały się hiszpańskie propozycje koncertowe, ale my po zagraniu kilku koncertów musieliśmy wracać do Polski, ponieważ jako członkowie orkiestry „Alex Band” występowaliśmy na festiwalu w Sopocie.

Oprócz festiwali graliśmy na największych galach koncertowych i nagrywaliśmy piosenki dla różnych wykonawców. W ten sposób zagrałem z większością polskich piosenkarzy. Ostatnio w TV przypadkowo trafiłem na „prehistoryczny” program w którym orkiestra akompaniuje Zdzisławie Sośnickiej. Miałem już wówczas bardzo charakterystyczną dwugryfową gitarę basową. To był znakomity instrument. Wiele lat później podarowałem go koledze z Niemiec.

W 1985r. po kolejnym festiwalu w Opolu i Sopocie orkiestra „Alex Band” wyjechała na roczny kontrakt do niemieckiego cyrku „Williams Althoff Circus”. Nie był to dla mnie zbyt szczęśliwy okres w życiu. Jednym z niewielu pozytywnych skutków tego wyjazdu było nabycie instrumentów, które pozwoliły mi w późniejszym okresie na instrumentalne występy solowe. W czasie wolnym od cyrkowej muzyki przygotowałem w Niemczech program instrumentalny z którym występowałem później w Polsce. Była jeszcze druga zaleta tego kontraktu. Mimo że nie uczęszczałem do szkoły muzycznej to z konieczności grałem z nut na światowym poziomie 🙂 Ta umiejętność została mi do dzisiaj.

Podczas pobytu w Niemczech otrzymałem list od Zbyszka Hołdysa. Pisał, że zagrał już z większością muzyków w Polsce i chciałby jeszcze spróbować ze mną, ponieważ pamięta mnie z jakiegoś koncertu który grałem w Warszawie, i na którym on był pod wrażeniem mojego ekspansywnego podejścia do muzyki. Odpisałem mu, że po powrocie do Polski chętnie z nim zagram i postaram się, aby wszystko co wspólnie zrobimy miało światowy wymiar.

Niemiecki kontrakt wreszcie się skończył i po trzech dniach walki z „czarem czterech kółek” wróciłem do Polski. Wcześniej powiedziałem Alkowi Maliszewskiemu, że chcę zakończyć współpracę z „Alex Bandem”. Alek poprosił mnie jeszcze abym zagrał na festiwalu w Sopocie. Przyjechałem więc na festiwal, ale tak wciągnęło mnie rozrywkowe życie Gdyni, że ostatecznie na festiwalu nie zagrałem.

Po tym wydarzeniu przestałem prowadzić „hulaszczy tryb życia” i rozpocząłem granie koncertów solowych z moją muzyką instrumentalną. Posiadałem sprzęt muzyczny który robił duże wrażenie. Na pierwszych koncertach grałem na siedząco, bo akompaniowałem sobie lewą nogą na syntezatorze basowym specjalnej konstrukcji i nie nauczyłem się jeszcze wykonywać różnych funkcji wszystkimi kończynami niezależnie i jednocześnie. W końcu doszedłem do etapu w którym mogłem stać na jednej nodze i grać drugą akompaniament do tego, co zagrałem rękami na gitarze lub gitarze basowej :). Potem Japończycy i Amerykanie wymyślili nowe urządzenia i przestałem być ekwilibrystą :).

Organizator moich koncertów solowych Michał Frejtak stwierdził, że dużo łatwiej mógłby te koncerty organizować gdybym podczas występu zaśpiewał kilka piosenek. 27 kwietnia1986r. (dzień po katastrofie w elektrowni atomowej w Czernobylu) pojawiłem się w mieszkaniu Bogdana Olewicza, kultowego autora tekstów do największych hitów „Perfectu”. Przywiozłem mu swoje piosenki. Olewicz do moich normalnych piosenek napisał tak nietypowe teksty, że nie mogłem ich nagrać w normalny sposób. Nagrywałem partie butelek szklanych, blachy stalowej, żelazka do prasowania itp. „instrumentów”. Teledyski również nie mogły być normalne. Tak został stworzony „Mechanik”. Nie były to czasy komputerów, więc wszystkie sceny do teledysków kręciliśmy naprawdę. Wisiałem na parapecie za oknem na szesnastym piętrze wieżowca, cyrkowiec rzucał do mnie nożami, wysadziliśmy w powietrze budynek (był przeznaczony do rozbiórki :)). Profesjonalny kaskader wziął udział tylko w scenie skoku z dużej wysokości. Chciałem to zrobić sam, ale nie pozwolono mi :). Reżyserem teledysków i jednocześnie kamerzystą był Wojtek Rawecki, który miał prawdziwą fantazję i szalone pomysły. Żyłem jak w amoku. Nagrałem płytę „Duży Mechanik” (słuchałem jej niedawno i przestraszyłem się swojego szaleństwa :)). Oczekiwano ode mnie coraz efektowniejszych wyczynów. Podczas jednego z programów TV miałem na sobie wyposażenie skoczka spadochronowego i w trakcie wywiadu powiedziałem wcześniej uzgodniony tekst „…no to lecę”. Ekipa techniczna pociągnęła linę do której byłem doczepiony i poleciałem pod sufit :).

Pod koniec września 1986r. załadowałem do auta swój sprzęt i pojechałem do Hołdysa. Zagrał mi swoje nowe piosenki i powiedział słowa, które do dzisiaj powtarzam podczas prowadzenia warsztatów dla basistów: „…wymyśl taką linię basową, żeby po zagraniu przez ciebie kilku taktów nikt nie miał wątpliwości o którą piosenkę chodzi…”. Przez dwa dni wydawało mi się, że to zadanie mnie przerasta. Trzeciego dnia rano miałem ochotę załadować instrumenty do auta i wyjechać do Wrocławia, kiedy nagle przyszło olśnienie! Eureka! Zagrałem i Zbyszek podskoczył do góry z wrażenia. Następnie dość długo robiliśmy przesłuchania dla perkusistów. W końcu pojechaliśmy do Piotrka Szkudelskiego i udało się nam go przekonać. W międzyczasie pojawił się Staszek Zybowski i w tym składzie nagraliśmy w Szczecinie kilka piosenek.

Po nagraniach wróciłem do Wrocławia. W moim domu czekała wiadomość: dzwonił Romuald Lipko.

Czytaj dalej w części III